Chanel No.5 z (szerokiej) perspektywy perfumeryjnego ekscentryka


Legenda mówi, że skład Piątki jest częściowo wynikiem przypadku.
Pochodzący z Rosji Ernest Beaux, były żołnierz Białej Armii walczący z Bolszewikami w obronie upadającego caratu, przyjaciel znanego na europejskich salonach z rozrywkowego stylu życia arcyksięcia Dymitrija Pawłowicza został przedstawiony wielkiej Coco (która sama w sobie jest postacią barwną i szalenie kontrowersyjną) podczas pobytu na Francuskiej Rivierze wiosną 1920 roku.

 

Dla planującej wprowadzenie na rynek własnych perfum Coco spotkanie byłego perfumiarza Romanowów było spełnieniem marzeń.
Dla Ernesta Beaux, od lat eksperymentującego z syntetykami w perfumach (czego rezultatem są między innymi stworzone dla Hougibant Quelque Fleurs) współpraca z dyktatorką lansującą nowoczesny, zrewolucjonizowany wizerunek kobiety stała się szansą na stworzenie kompozycji wyjątkowej, bezkompromisowej, wykorzystującej syntetyczne składniki w sposób, w jaki nie uczyniono tego nigdy wcześniej.

A jednak... Podobno aż tak rewolucyjnie być nie miało.

 

Kiedy późną wiosną 1921 roku Beaux zaprezentował Coco dziesięć, ponumerowanych od 1 do 5 i od 20 do 25 próbek zapachów, ta bez wahania wskazała zapach najbardziej nietypowy, najdziwniejszy.
Dopiero po przeprowadzonych przez Beaux testach okazało się, że próbka z numerem 5 prawdopodobnie została "zepsuta" przez jednego z laborantów, który komponując materiał do testów pomylił 100% ekstrakt aldehydów z 10% roztworem i w rezultacie tej pomyłki w próbce znalazło się dziesięciokrotnie więcej aldehydów, niż zakładał Beaux.
Tego było trzeba ekscentrycznej, wojowniczej Chanel! Niesamowity, ekspansywny aromat określiła ona jako "kobiece perfumy, które mają zapach kobiety".

Jak ten "zapach kobiety" odbiera kobieta 90 lat później?




Kobieta, która nie używa perfum
nie ma przyszłości*


No dobrze. Być może nie jestem najlepszym przykładem kobiety "normalnej". Być może mój gust nie jest miarodajną wykładnią kobiecości pojmowanej jako ogólna idea. Ale gwarantuję Wam, że kobietą jestem. I jako kobieta, jako człowiek szukający w perfumach wyjątkowości i charakteru muszę przyznać, że Piątka Chanel robi na mnie wrażenie duże, ale dokładnie odwrotne, niż na cytowanych w poprzednim poście recenzentkach.

Pierwsza nuta jest ostra, charakterystyczna. Nowoczesne, zaczepne nuty aldehydowe działają jak olfaktoryczny budzik. Stawiają zmysły w pogotowiu, wyostrzają czujność, obcesowo nieomal informują, że zaraz stanie się coś, czego nie możesz przegapić.

Obecność cytronelalu podkreślona została suchym, niebanalnym akordem cytrusowym. I z drugiej strony: cytrusowe otwarcie zniekształcone, zmutowane zostało dodatkiem eterycznego syntetyku. Trafiony  - zatopiony. Jestem na baczność.

 

Druga nuta kpi z pierwszej. Kremowe, zawiesiste, gęste jak miód i gładkie jak aksamit nuty kwiatowe na tle eterycznego otwarcia wydają się jeszcze bardziej upojne, wręcz narkotyczne. Dwa akordy o kompletnie różnej fakturze nie splatają się, nie mieszają, lecz przenikają przez siebie tworząc nową jakość. Są jak spoglądanie w słońce przez metalowe sito.

Jednak pełnię urody Chanel No.5 dostrzegamy dopiero, kiedy przymkniemy zmęczone patrzeniem w ostre światło oczy, kiedy akomodujemy się do zapachu, a zapach zagra z ciepłem skóry.
Wychodzi wanilina: szczególny, na wpół słodki, na wpół chemiczny aromat, którego zwykle nie znoszę. Tu jednak, w połączeniu z suchą, skórzastą bergamotką oraz ciepłym jak roztopiony wosk jaśminem brzmi on jak nigdzie indziej - niepokornie. Jak gdyby Coco mówiła nam: kobiety są miękkie i słodkie, ale nie aż tak miękkie i słodkie, jak myślicie.

 

Pod tą olfaktoryczną metaforą nowoczesnej kobiecości czai się... Cielesność.

Nuty ambrowe, ślad nut żywicznych, sporo zmysłowego, utożsamianego z pierwiastkiem kobiecym sandałowca. Wśród tych nasyconych erotyzmem, cienistych woni wreszcie odnajdujemy anonsowaną w sercu zapachu różę. Tak ciemną, tak zmysłową, że aż bezwstydną. Tak bezwstydną, że aż bezgrzeszną.

 

Bo Piątka jest dla kobiet, których grzech nie dotyczy.
Najpierw pokazuje nam swoje lekceważenie dla społecznych oczekiwań, tradycji i przesądów, potem przelotnie ukazuje nam alternatywę - piękno nieskrępowane i nieograniczone, a na końcu wodzi nas na pokuszenie, mami wizją zmysłowych rozkoszy.

Jest ponad konwenansami, ponad ciasno pojmowaną moralnością, poza ramami, w które wtłacza nas opinia przeciętnych ludzi. Jest jak kobieta, która odrzuca normy i zasady tylko po to, by stworzyć własne. I jeśli potrafimy je zaakceptować, będzie dane nam spotkać istotę piękną, ciepłą, silną i łagodną zarazem.

Baza Chanel No.5 jest zwieńczeniem pięknej rewolucji, obrazem kobiecości malowanym z pełnym miłości patosem i pełnym miłości naturalizmem.
Że nie da się tak? A pamiętacie, jak Dali malował Galę?


Współcześnie nie doceniamy znaczenia tej rewolucji we flakonie. "Piątkowy" układ nut, specyficzne harmonie, ich wyzywająca wymowa znalazły wielu naśladowców i stały się na lata kanonem damskich perfum. Spowszedniały.
I niepotrzebnie, bo to nie jest obraz, w który wpasuje się każda kobieta. Nawet dla Marilyn Monroe, ikony stylu i bogini seksu, która rozsławiła kompozycję Beaux swoim wyznaniem, że sypia ubrana wyłącznie w kroplę Chanel No.5 wydaje się ona zbyt nowoczesna. Bo Marilyn, jakkolwiek piękna i utalentowana, nie była w stanie odrzucić narzuconej jej roli, wyjść poza ramy, w które wepchnęła ją popkultura. I udusiła się w nich.


Powiem tak: jaja mieli oboje zamieszani w tworzenie Piątki sprawcy.
Przypadek, czy nie przypadek: wybór i puszczenie do produkcji czegoś tak nietypowego i dziwnego wymagało nie tylko wyjścia poza schematy, nie tylko  odwagi, ale też swoistego poczucia misji, potrzeby zmieniania świata, wpływania na ludzkie gusta zamiast schlebiania im. Gdzież teraz są ci wszyscy rewolucjoniści, obrazoburcy, artyści pipety?!

No wiem, wiem... W niszy siedzą. ;)


Data powstania: 1921
Twórca: Ernest Beaux

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: aldehydy, bergamota, cytryna, neroli
Nuty serca: jaśmin z Grasse (koniecznie z Grasse właśnie), róża, lilia
Nuty bazy: wetiwer, wanilia, ambra, sandałowiec


* Cytat z samej Coco

Ilustracje:
1. Ernest Beaux
2,4,5 i 6. Coco Chanel
3. poster reklamowy Chanel No.5 z Catherine Deneuve
7. Salvador Dali "Gala"
8. Marilyn Monroe z flakonem Chanel No.5 (chyba Chanel No.5)

Komentarze

  1. Łał.
    laboga!
    Ożesz Kurtka!
    Jestem w szoku, dlategom taka elokwentna. ;)
    Mocne. Świetne. Z klasą. Całkiem, jak No. 5.
    Przyznaj się, przed napisaniem recenzji wykąpałaś się w Piątce? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te perfumy to klasyka i nic tego nie zmieni. Na stałe wtopiły się perfumiarski kanon i mieć będą rzesze zwolenników. Jednak tak jak już Ci wcześniej pisałam, ja akurat Chanel no5 nosić nie mogę, bo... zwyczajnie nie "widzi mi się" tej zapach. Źle mi się go nosi i czuję się w nim rozmaicie, lecz z całą pewnością nie kobieco i z pazurem, niestety ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam, i na sobie, i na innych. Z milion razy już to obwieszczałam światu, patrzą się na mnie jak na wariatkę, ale to nic. Uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedzialam, ze w taki sposob powstala slawna "piatka", bardzo ciekawa historia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyta się świetnie! Zazdroszczę Ci ogromnie wrażliwości nosa. (I mam nadzieję, że odczytasz to zdanie jako komplement, czyli zgodnie z zamiarem piszącej). Chyba właśnie skusiłaś mnie do ponownych testów Piątki ;)
    Tak na marginesie: nie miałabyś ochoty zmierzyć się recenzyjnie z Cinnabarem?

    OdpowiedzUsuń
  6. No i oczywiscie pozostaje ogromna roznica miedzy nowa i "vintage" Piatka :) tak samo jak z zapachami Guerlain, Piguet itd. Posiadam dwie wersje vintage Shalimar i po porownaniu z nowoczesna wersja ta najnowzsza sie nie umywa do starego "extrait" lub "parfum de toilette", ale to znow inna historia dotyczaca przepisow EU, IFRA itd.
    Michasia

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluje Pardona (zauwazylam, ze lepiej pisac tak niz mejlowo. Chetnie poniucham ;)
    I do tego jeszcze inspiratorka/muza z trudnym charakterkiem Galina Salvatore ;))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedźmo, zaniemówiłam ze szczęścia. Przeczytać jak TOBIE zabrakło literek to jest doznanie warte bardzo, bardzo wiele. Kurczę. No... Dziękuję.
    I jasne, że się kąpałam. Tak, jak w filmie "Goście Goście!" :)))


    Katalino, ja sama nie wiem, czy mogę. No nie wiem. Ale kuszą mnie straszliwie. Choć jeszcze względnie niedawno zupełnie nie potrafiłam ich zrozumieć i oswoić.


    Darlo, przecież to jest najfajniejsze w życiu: kiedy inni patrzą na Ciebie jak na świra, a Ty wiesz, że to nie świr, tylko objawianie. ;)


    Kleopatre, bardzo się cieszę, że wstęp znalazł uznanie. zastanawiałam się na zamieszczeniem go, bo ja w ogóle bardzo rozrzutnie zagajam swoje posty. Dziękuję. :*


    Aileen, odczytuję jako wielki i bardzo miły (choć niezasłużony) komplement. A testy polecam na spokojnie. Ja zamówiłam próbki z atomizerkiem i testowałam na spokojnie, niespiesznie. Testy w perfumerii, w otoczeniu innych woni i gwaru wyciągały z Piątki głównie ekspansywnośc i dziwność. I powstawała kakofonia doznań. Piątka wymaga uwagi. Jak kobieta (jak człowiek). Nie docenisz jej, jeśli jej nie wysłuchasz. :)
    Co do Cinnabaru - uwierzysz jeśli powiem, że nie znam? :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Michasiu, jest różnica, zgadzam się. Nową Piątkę wezmę na rogi lada dzień. O ile nie padnę w galopie. :)
    Na maila już idę odpisywać. Już już już... :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Cię czytać. Znam tą historię, mam na półce kilka książek o Coco, ale przeczytałam z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeny, Sabbath. Szacun. Pełen. I gratulacje. Pięknie zmierzyłaś się z legendą. Bardzo fajnie wplotłaś wątek historyczny. Czysta przyjemność czytania.
    Choć zapach kompletnie nie mój. Do aldehydów najwyraźniej nos jeszcze nie odrósł.
    Pozdrawiam, Mysza

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknośćdnia, z tym większą radością przyjmuję komplement, ze jesteś znawczynią tematu. Ja, z konieczności, dokonałam skrótów i uproszczeń, ale jeśli ciebie nie znudziłam, to jestem z siebie prawie dumna. :)


    Myszo, dziękuję. Bałam się tej legendy ka "niewiemco". Podobnie unikam innych zapachów powszechnie znanych, takich jak ostatnio Angel czy Womanity. Zwykle asekuruję się żartem (czyli cytatami z recek na Wizażu), żeby nie być posądzoną o przekonanie, ze zeżarłam wszystkie rozumy i kreuję się na nie wiadomo jaką wyrocznię. Nie kreuję się. Blogger od czytacza różni się tylko tym, że jeden z nich zapisuje swoje wrażenia, a drugi niekoniecznie. :)
    Ściskam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniale opisalas:-) i jako wielka wielbicielka 5-tki z przyjemnoscia zatopilam sie w Twoich slowach!

    OdpowiedzUsuń
  14. Hexx, zaiste wielkiego trzeba dzieła, żeby skłonić Cię do ujawnienia się z komentarzem. :)
    A komplement od wielkiej wielbicielki to dla mnie... No... Wielki komplement. :) :*

    OdpowiedzUsuń
  15. jak ja uwielbiam takie opisy oraz zdjęcia.
    rozpłynąłem się!
    nic więcej nie napiszę.
    idę ochłonąć:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam całą recenzję jednym tchem i z wielkim zainteresowaniem! Tym większym, że zapach znam - dobrze czyta się o zapachu, na temat którego ma się już własne zdanie :) Piątkę lubię i cenię, ale nie dla mnie ona. Chyba jeszcze do niej nie dorosłam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ponieważ to były, jak pisałam gdzie indziej, pierwsze perfumy, z jakimi miałam w życiu do czynienia, uważam, że wszystkie powinny tak pachnieć i w ogóle o co chodzi, przecież to normalne :)

    A teraz odpowiedz mi na jedno ważne pytanie: skąd brać perfumy vintage? Bo jak mi przerobili Samsarę i jedzie ona przez pierwsze pół godziny tanim mydłem, a potem znika, a kiedyś pachniała na mnie idealnie, to jednak odczułam pewien dysonans, że ujmę delikatnie ;) I o co chodzi z tymi przepisami?

    OdpowiedzUsuń
  18. Jarku, powiedz mi, czy takiego odbioru Piątki spodziewałeś się po wiedźmie lubującej się w dymach i ogniu? :)


    Viollet, masz rację. Inaczej się czyta o znanym sobie zapachu. Niestety, ja wciąż szukam, wciąż tropię nowe doznania. I wychodzi mi tak, jak widać. Ma to swoje zalety - w końcu zdarza mi się przeczytać, ze recenzja skłoniła kogoś do testów i szukania nowych wrażeń. I to fajne jest, oczywiście. Ale rozumiem, że czytanie o czymś, czego się zupełnie nie zna nie wciąga tak bardzo, jak czytanie o zapachu, o którym ma się własną opinię.


    Jo, hihi! Pierwszy akapit śliczny. :)
    A odpowiedź na drugie pytanie... Z e-Baya? z wymian na perfumeryjnych forach, takich jak Basenotes czy Fragrantica? Czasem można szperać w mniej znanych sklepach internetowych. My tak gdzieś ustrzeliłyśmy Eau du Fier. Tyle, że EdF to nie jest zapach szczególnie stary. tylko szczególnie wycofany. :/

    OdpowiedzUsuń
  19. Wczoraj poszłam powąchać Piątkę i rzeczywiście, to może być trudny zapach. Na jednym nadgarstku miałam Piątkę, na drugim nową Samsarę i tych, którzy namieszali w formułach i sprawili, że oba zapachy ulotniły się po czterech godzinach, chętnie poszczułabym Obcym.

    Na ebayu właśnie znalazłam setkę starej Samsary w cenie niezaporowej. A ponieważ jednak nie jestem w stanie bez tego zapachu żyć, idę dokonać zakupu (nie)kontrolowanego :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Gratuluję. Ja dumam nad ustrzeleniem Piątki... Ceny nie są niskie. :/

    OdpowiedzUsuń
  21. Ano nie są. Wzdech. Dlatego jeszcze chwilę poczekam i poobserwuję pewną aukcję ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. No to kciuki trzymam. Ja chodzę wokół maleńkiego ekstraktu. Chodzę i chodzę... :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty