Dlaczego "alternatywa" nie zawsze oznacza wybór?


Dziś zapraszam do przemyśleń, dzięki którym może nie zapomnicie o mnie przez parę następnych dni, kiedy będę milczeć.

O podróbkach pisałam już raz, w temacie "Jak uniknąć zrobienia śmierdzącego interesu na Allegro?".
Tym razem będzie o podróbach z pomysłem, wspartych pokrętną ideologią, która zwieść może nawet naprawdę bystre osoby.


Po pierwsze i najważniejsze: kopiowanie cudzych obrazów, tekstów, kompozycji (muzycznych lub perfumeryjnych), czy innych "utworów" jest łamaniem praw autorskich i okradaniem autora. Nawet jeśli utwór nie jest chroniony patentem, to sprzedawanie źle skserowanego i opakowanego w biały papier "Wiedźmina" czy nagranej w złej jakości "Hurra!" jest kradzieżą wartości intelektualnej, i fakt, że zamiast tytułu umieścimy numer albo informację, że to "utwór w stylu "Wiedźmina" nie zmienia tego faktu. 

Po drugie, zawartość pojemników w rozlewniach zapachów alternatywnych nie jest tożsama z zawartością oryginalnych flakonów.
Możliwa jest obecnie analiza składu perfum za pomocą urządzenia zwanego chromatografem i zapewne na takiej analizie bazują firmy mające w ofercie fałszywe Opiumy i Angele. Jednak poznanie składu nie wystarczy tak samo, jak kradzież zapisu nutowego, by oddać piękno utworu muzycznego.

 

Firmy oferujące atrapy wysokopółkowych perfum deklarują, że korzystają z tych samych esencji zapachowych i technik wytwarzania, co wielkie kosmetyczne korporacje, czasem nawet twierdzą, że nabywają gotowe zapachy od dystrybutorów, którzy te same produkty sprzedają swym głównym klientom. Oj, jakże to ładnie brzmi.



Ceny zapachowych esencji bywają naprawdę bardzo wysokie: niejednokrotnie gram ekstraktu wart jest więcej, niż gram złota i podejrzewam, że nawet jeśli jakaś firemka z kraju na granicy Europy usiłowałaby nabyć taką esencję u dystrybutora zaopatrującego Diora czy Chanel, uzyskałaby cenę wielokrotnie wyższą, niż stały kontrahent.

Drugi problem, to dostępność. Jaśmin jaśminowi nierówny: liczy się typ kwiatu, miejsce uprawy, pogoda, dzień zbiorów, sposób transportu, typ pojemnika transportowego, sposób ekstrakcji i sto innych rzeczy, które sprawiają, że niektórych esencji perfumiarz wysokiej klasy po prostu nie użyje. Ilość takiego najwyższej jakości towaru jest ograniczona. Specjaliści reprezentujący wielkie koncerny jeżdżą po świecie poszukując odpowiednich upraw i czuwając nad zbiorami. Cenny surowiec otaczany jest pieczą, chroniony i pilnowany. Esencje uzyskane z takich składników w laboratoryjnych nieomal warunkach warte sa nawet sto razy więcej, niż esencje pozyskiwane w sposób standardowy ze standarowych, nieselekcjonowanych surowców. Doprawdy, nie przypuszczam, by producenci dopuszczali do wycieku (sic!) tych skarbów.

 

Kiedy już w końcu powstanie ten sporządzony z pośledniej jakości esencji produkt bazujący na kradzionej recepturze pojawia się kolejny drobny problemik: przechowywanie perfum.
Prawdziwe perfumy rozlewane są z zachowaniem zasad higieny: bez dostępu śmieci i pyłów, bez kontaktu z ludzką tkanką, roztoczami, bakteriami. Znakomita większość jest potem starannie zamykana mocowanym na stałe atomizerem - po to, by ograniczyć ryzyko kontaktu wszystkich tych niepożądanych substancji z płynem. Potem pakowane są w nieprzejrzyste pudełeczka po to, by chronić zawartość flakonów przed światłem.

Co dzieje się z produktem alternatywnym? No dobra, tak naprawdę nie wiem dokładnie. Wiem tylko to, co widzę w centrach handlowych. Ciecz wlewana jest z głównego pojemnika do dzbanka. Napowietrza się. Potem przez jakiś czas jest narażona na działanie promieniowania świetlnego. Potem przelewana jest po raz kolejny, do niesterylnych flakoników, zakręcana niemytymi rękami i dopiero wtedy trafia do użytkownika.


Nie znam wiele zapachów alternatywnych. jednak wystarczająco wiele, by uznać, że nie pragnę zgłębiać tematu.
Jest jednak prosta zasada rządząca rynkiem - nie tylko perfumeryjnym: jeśli producent ma do zaoferowania coś wartościowego - nie produkuje podrób, lecz tworzy własną markę.


Przy okazji szukania materiałów do tego posta zauważyłam też, że przynajmniej jedna z firm agresywnie reklamujących swe produkty (kurczę, to nie są nawet naprawdę ich produkty tylko nieudane kopie) na terenie Polski zorganizowana jest jak typowy network, z wszystkimi chwytami mającymi wyprać umysły dystrybutorów, skłonić ich do wciągnięcia w t rodziny, przyjaciół i znajomych. Wizje łatwej kasy, teksty o corocznych wakacjach, epatowanie porównaniami firmy do rodziny i kuszenie kolejnymi poziomami wtajemniczenia... Pamiętam to wszystko z czasów, kiedy pewien mój znajomy wtopił w Amway.


Co z tego wszystkiego jest najważniejsze dla użytkownika? Aspekt etyczny? Przepraszam, ale nie sądzę. Jeśli komuś przeszkadza kradzież, nie daje zarobić producentowi książki "w typie Wiedźmina".

Najważniejsze jest to, że jeśli podoba Ci się Euphoria, to niestety musisz kupić Euphorię, a nie numer X, bo alternatywny odpowiednik nie będzie pachniał jak perfumy, które lubisz. Jeśli nie wierzysz, pomyśl o podróbkach towarów nieperfumeryjnych.
Czy powszechne na bazarach ciuchy udające kreacje Gucci czy Chanel są gustowne i dobrej jakości? Czy torebki "prawie jak" Louis Vuitton "tylko bez metki" szczerze uważasz za ładne (moim zdaniem to świetny przykład, bo te podrabiane Vuittony zwykle są po prostu groteskowe)? Czy buty "sportowe" Adldos naprawdę nadają się do uprawiania jakiegokolwiek sportu? Czy uwierzyłbyś komuś, kto na pasażu w hipermarkecie usiłowałby wcisnąć Ci obuwie "z tej samej skórki i tak samo uszyte" jak pantofelki Manolo Blahnika?

Nie łudź się - perfumeryjne podróby przypominają oryginał w tym samym stopniu, co wszelkie inne podróby i są tak samo gustowne.


Spointuję ten przydługi wywód anegdotą. Zupełnie nieśmieszną, niestety.
Żegnając się ostatnio z pewną znajomą wyczułam na jej skórze intensywny zapach. Pytam więc, cóż to, bom zapachów ciekawa. Ona na to:
- A jak myślisz?
- Jakieś indyjskie przyprawy... - mówię, bo wiem, że lubi indyjską kuchnię.
- Nie! - odpowiada moja rozmówczyni - To Opium!
Padłam. Było mi głupio i dziwnie z tym, że nie rozpoznałam zapachu, który nosiłam tyle lat. I jeszcze tak go spostponowałam! Jakieś przyprawy!
Dopiero kilka dni później okazało się, że to nie było Opium, tylko... Wiecie co.


Źródła ilustracji:
  • Pierwsza ilustracja pochodzi ze strony Naarden Leepen Factory - firmy specjalizującej się w produkcji perfumeryjnych ekstraktów
  • Druga przedstawia jeden z etapów produkcji w firmie Fragonard
    Kolejne dwa zdjęcia pochodzą ze strony warszawskiej policji i przedstawiają zabezpieczone dowody w nielegalnej rozlewni perfum.
  • Na piątym zdjęciu, którego autorem jest Rolf Hicker widzimy magazyn esencji zapachowych Fragonarda
  • Szóste to rozlewnia perfum w hipermarkecie. Nazwa celowo "zamaskowana"
  • Autorem kopii "Dziewczyny z perłą" jest LGHumphrey
  • Ostatnie zdjęcie to pantofelki Manolo Blahnika - oryginalne. Co widać.

Komentarze

  1. Po pierwsze: wymieniałaś "Hurra!" miałaś może na myśli podręcznik do nauki języka polskiego? (tak z czystej ciekawości, bo jestem na takich studiach podyplomowych właśnie ;) )

    Po drugie: Z FM spotkałam się kilka razy i byłam średnio zadowolona. Przy wybieraniu dla siebie zapachu nie kierowałam się nazwą flakonika w którym był... (Jak użyje słowa "perfum" to chyba za bardzo posłodzę FM...) rozcieńczony roztwór perfumopodobny :D, ale czy ów zapach mi się podoba. Gdy zapach się podobał, z bólem serca płaciłam żądaną ode mnie kwotę. Po zaaplikowaniu sobie zapachu na ciało przez chwilę owszem efekt był, ale nie trwał on długo na mojej skórze, dlatego stwierdziłam, że z produktów firmy FM korzystać już nie będę. Wolę kupić porządną wodę toaletową danego producenta ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Był kiedyś taki cykl reklam (nie wiem, Sabb, czy kojarzysz, bo u Ciebie tv na cenzurowanym :) ): "Prawie jak Elvis", "Prawie jak..." z hasłem głównym [które zrobiło karierę niebotyczną] "prawie robi wielką różnicę".
    No właśnie. :) Bo robi; i to jak.

    Przyznam, że nigdy nie mogłam zrozumieć, jak można "jarać się" posiadaniem podróbki jakiegoś produktu: pirackiej kopii gry czy filmu, torebki czy perfum właśnie. Ale przyznam, że rozumiem ludzi, dla których FM "coś" znaczy: w końcu każdy lubi myśleć, że zaoszczędził, że się wycwanił czy przechytrzył "system". Stąd popularność rzeczonego producenta.
    Tak czy siak, brr!
    Zgadzam się z porównaniem do Amwaya (sama nie pamiętam, ale ostatnio kilka osób wspominało wtopy swoich znajomych czy krewnych): cholerne marketingowe sekciarstwo! I pranie mózgów [mam znajomego z FM; nie rozmawiam z nim o perfumach, bo obydwoje mamy siebie nawzajem za ostatnich frajerów ;) ]. Notabene, koleś wcale nie zbija kokosów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile w przypadku perfum może mieć to znaczenie, bo jak autorka bloga zauważyła - czynników mogących wpływać na jakość "absolutu jaśminowego" jest setki, to w wielu przypadkach nie ma żadnej różnicy między jakością pirackiej gry czy filmu. Pirackie filmy często są LEPSZE, bo np. nie trzeb tracić czasu na oglądanie informacji o prawach autorskich (których często nie można przewinąć). W obu z tych przypadkach (przeciętnemu użytkownikowi, nie kolekcjonerowi) nie chodzi o posiadanie a o doświadczenie...

      Usuń
    2. Oj, jak ja bym chciała się nie zgodzić... Ale nie mogę.
      Jestem przeciwnikiem kradzieży, nie mam ANI JEDNEJ spiraconej gry, a jednak mam piracką kopię. Ostatnia Cywilizacja - kiedy była nowością na Steamie, za każdym razem zanim się otworzyła, pobierał cholerne aktualizacje. Rozpaczliwie długo. Pomstowałam na to strasznie, kumpel przywiózł mi pirata. Gram na legalu, ale kusiło mnie strasznie użycie... Pewnie to nie jest jedyny przypadek. :(

      Usuń
  3. Aha! Dziś dotarła do mnie paczucha. Wreszcie. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hasito - "Hurra!", które wymieniłam to płyta Kultu. nie jestem ich największym fanem, ale chodziło mi o coś ciekawego i szalenie popularnego jednocześnie.
    W kwestii perfum alternatywnych, ma podobne doświadczenia. Moja mama używała i dla mnie były to czasy, kiedy uważałam, że perfumy nie pachną ładnie.


    Wiedźmo, po pierwsze czekam na recki, po drugie hasło z tego cyklu reklam dotarło nawet do mnie. Tak, robi różnicę i dobrze o tym pamiętać. :)
    I owszem, zwróciłam uwagę na ten sprytny aspekt "przechytrzania systemu", na którym opiera się marketing firm typu FM.


    Dominko, buahahaha! Piękne!


    A teraz już spadam. To będą najbardziej szalone cztery dni w roku. Co roku są. :)
    Do zobaczenia. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomieszanie z poplątaniem, jeżeli chodzi o terminologię i pojmowanie prawa autorskiego, własności przemysłowej i szeroko pojętej własności intelektualnej, ale aksjologicznie słuszne i zupełnie nie przeszkadza mi to pozostawać fanem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny artykuł!
    I... miłej zabawy :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy chyba nie mialam podrob ale wiem, ze w Polsce takich wlasnie produktow do kupienia jest duzo wiecej...

    Pozdrawiam serdecznie i zycze wspanialych 4 dni...! M

    OdpowiedzUsuń
  8. Sabb - ta notka jest ważna. Dla mnie nigdy nie istniały "perfumy" typu FM czy inne cośki. Wolę już pachnieć niedrogimi perfumami od YR niż mam używać tego co istnieje.

    Przekazuję ci magiczny adres - http://perfumeryjnaekstaza.blox.pl/html - zapraszam serdecznie. Pisać będę tylko o perfumach. Pozdrawiam - zaczęłam od Gustawa, co było raczej pewne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądałam kiedyś odcinek, w którym Ferdynand Kiepski produkował perfumy, mocząc polne kwiatki w wódce. Z odbiornika tv nie czuć zapachu, ale podejrzewam że perfumeryjna alternatywa to coś pomiędzy oryginałami a Eau de Ferdek. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznaję że w liceum zdarzało mi się kupować "perfumy" (bła-ha-ha) na pobliskim rynku. Wówczas wydawały mi się czymś wspaniałym - niedrogie, ładnie pachnące itd... Teraz nie wyobrażam sobie takiej profanacji, bo dla mnie to profanacja - perfumy są jak człowiek! Nie uznaję podróbek perfumiarskich. Już wolę zaoszczędzić nieco grosza i kupić rzadziej, ale oryginalny i zaufany zapach.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Scooby Doo, where are You?" ;)) Napiszesz coś jeszcze przed Nowym Rokiem?

    OdpowiedzUsuń
  12. podłączam sie pod pytanie Wiedźmy...

    i podziele sie swoimi przygodami z "alternatywą". Przyznaje sie bez bicia, że też zdarzyło mi sie to kupić, na pierwszym roku studiów (wiec nie tak dawno temu). Moja koleżnka z grupy była "konsultantką" którejś z tych firm, chyba FM. Dałam sie namówić na "odpowiednik" CK One. Dostałam, powąchałam, wrzuciłam na tył szuflady. Śmierdziało trochę agh-owskim specjałem - cytrynówką, z tym że w podróbie była to chemiczna cytryna.
    Jako żem skąpa z natury i nad nieudanymi inwestycjami rozpaczam, ta zabolała bardzo mocno - 30 zeta poszło w błoto.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oczywiście oryginalne perfumy są lepsze! "przechytrzanie systemu"?!...jasne. Wielkie marki natomiast nami "manipulują" (kreują produkt - reklama, psychologia zachowan konsumenckich). Ustalają co jest cool (O zgrozo! ostatnio gumowce) później żądają za to astronomicznych cen - czy słusznie?!...i tak i nie. Człowiek natomiast chcąc się wyróżnić się z plebsu kupuje. Jeśli chodzi o podróbki, to biedronka doskonale sobie radzi... Podsumowując "każdy orze jak może"

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochani, za życzenia dobrej zabawy wszystkim dziękuję, bawiłam się fenomenalnie. Jak zwykle.
    Chcecie linkę do zdjęcia przebrania? ;)


    Zaczarowany Pierniczku, Wiedźmo z Podgórza, jestem, żyję, tęskno mi za Wami, ale mam tak strasznie dużo obowiązków, że po prostu padam na pysk (przepraszam za dosadność stwierdzenia). Poza tym mam katar. Na finiszu już, ale wciąż nie ufam swemu zmysłowi powonienia.
    Ale wrócę. Słowo. :*


    Czarku, nie wiem, czy pomieszanie z poplątaniem., Raczej nadmierna skrótowość doskwiera temu tekstowi, ale ja się zwykle streszczam... Nieskutecznie. :)

    Zaczarowany Pierniczku - niechże Cie uścisnę po raz kolejny. Mamy identyczne wrażenia. Kiedys pisałam o tym, że pierwszy mój kontakt z perfumami to były zapachy alternatywne (tyle, że wówczas nie wiedziałam, że ona sa alternatywne i byłam pewna, że to oryginały) i poskutkował on przekonaniem, że perfumy śmierdzą. ;)


    Anonimowa Osobo, która skomentowałaś jako ostatnia: oczywiście masz rację. Szczególnie bliski mi jest Twój stosunek do odgórnego ustalania tego, co jest "cool", czyli do mody. Kiedyś wygłosiłam kontrowersyjną tezę, ze moda jest dla tych, którzy nie mają własnego gustu. Jesli ktoś wie, co mu się podoba, a co nie, to moda mu niepotrzebna. To była oczywiście prowokacja i twierdzenie to ma "krótkie nóżki", ale ogólnie moje podejście do mody jest temu bliskie. ;)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. hm... szczerze pisząc to nie stać mnie na perfumy Chanel i cenowo podobnych marek. kupuję dlatego tańsze zapachy takie jak Elizabeth Arden. FM kupiła z czystej ciekawości, nie dotyka mnie ich próba zawładnięcia rynkiem perfumiarskim, ponieważ jak piszesz zapachy się różnią. oryginalnego zapachu ukrywającego się pod numerem xxx nie znam i pewnie szybko nie poznam :) zakupu pewnie już nie powtórzę, bo nie warto nawet za 16zl. ale dziękuję za uwagi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty