Annick Goutal Ninfeo Mio

.
I oto mamy kolejny "ogródek" Annick Goutal.
Po różanym ogródku przy plebanii, którego wspomnieniem są dopieszczone i dość nijakie Ce Soir ou Jamais, ogrodzie Hesperyd, w którym Zeus zaślubił Herę (i po co mu to było?) z umiarkowanym powodzeniem zaklętym we flakonach Eau d'Hadrien oraz Un Matin d'Orage będącym zapachową metaforą poranka dalekowschodniego ogrodu po rzęsistej ulewie duet Doyenne - Goutal zwrócił swe oczy (i nosy) na Italię.
Ninfeo Mio to zapach inspirowany włoskim parkiem krajobrazowym w stylu osiemnastowiecznych ogrodów Monumento Naturale Giardino di Ninfa.


Pora chyba zmienić opinię o marce Annick Goutal, która funkcjonuje w mojej świadomości jako firmująca zapachy urodziwe i bezpieczne. Było tak, dopóki stery dzierżyła osobiście Annick, a także na początku kariery jej córki Camille.
Aktualnie dostrzegam rosnący wpływ Isabelle Doyen (Duel, Eau de Fier, Vanille Exquise, seria Les Orientalistes oraz oczywiście firmowane już wyłącznie własnym nazwiskiem zapachy LesNez) na ofertę domu perfumeryjnego, który to wpływ sukcesywnie przesuwa Annick Goutal w mojej świadomości z kategorii "miło, lecz dość nijako" w kategorię "warto czuwać".

Kiedy poznałam Ninfeo Mio pierwsze na myśl przyszło mi stwierdzenie, że jeszcze kilka lat temu taki zapach nie pojawiłby się w ofercie tej marki, a temat ogrodów Ninfa zostałby rozwinięty zupełnie inaczej.
Zapach zaczyna się rzeczywiście (zgodnie z nutami) akordem cytrusowym, jednak nie są to cywilizowane cytrusy rodem z Eau d'Hadrien, Le Chevrefeuille, czy nawet Mandragore, lecz cytrusy prawdziwie kanciaste, złamane goryczą petitgrain i "podkręcone" dodatkowo czystą, bujną zielonością gniecionych liści. Pełne energii, zdziczałe, niegłaskane.

Oczywiście nie znaczy to wcale, że to otwarcie mi się nie podoba. Nie znaczy nawet, że nie jest ładne. Znaczy to jedynie, że jest "jakieś": nieperfumeryjnie sugestywne, rzeczywiście wywołujące w umyśle obraz ogrodu stylizowanego na dziki, zapuszczony zakątek; pełnego ciętej ostrymi promieniami słońca zieleniny.

Figi nie czuję. Jeśli już miałabym doszukiwać się figowych analogii, byłyby to skojarzenia z kompozycjami typu Fico di Amalfi Aqua di Parma czy Jardin de Kerylos Parfumerie Generale. I zaznaczam, nie jest to żadna ujma ani dyshonor dla pani Doyen.


Oczywiście nie ma szans, żeby ta bujna zieloność panoszyła się po człowieku w nieskończoność. Nie tylko dlatego, że najprawdopodobniej na dłuższą metę byłaby uciążliwa jak nocleg w szklarni, ale też dlatego, że chemia skóry winna zadziałać i dać wyleźć innym nutom. Moja chemia była tym razem uprzejma i dała.

Pierwsze, co obserwuję, to orzechowa "działalność" pistacji. Nie w formie prostych, spożywczych skojarzeń, lecz jako wrażenie, że do gniecionych, rwanych na strzępy liści i owocowych skór dołączają coraz grubsze gałązki. Najpierw pojawia się świeża żywica (galbanum?), potem orzechowy aromat miażdżonych gałęzi, wreszcie ciepły zapach drzewnych wiórów: świeżych i jeszcze wilgotnych, rozdmuchiwanych powiewami wiatru.

Sam schyłek zdaje mi się trącić akordem ziemnym (to samo przytrafia się czasem Ichnusa Profumum), ale nie jest to nuta uciążliwa ani nieprzyjemna. Ot - zaszło słońce, ziemia paruje, służby ogrodowe nie dozbierały liści leżących pod krzewami. W końcu taki właśnie powinien być ten ogród...


Całość robi wrażenie kompozycji naturalistycznej, lecz dalekiej od dziwaczności czy zapachowego turpizmu. Przemyślana struktura i (pozorna) prostota pozwalają zakładać, że w kategorii letnich uniseksów Ninfeo Mio może stać się tegorocznym przebojem. Szczególnie dla osób lubujących się w malowanych zapachem obrazach, które coraz częściej zastępują abstrakcyjne olfaktoryczne konstrukcje.


Data powstania: 2010
Twórca: Isabelle Doyen

Nuty zapachowe:
bergamota, cytryna, petitgrain (olejek z drzewa gorzkiej pomarańczy), gorzka pomarańcza (jak mniemam owoc tym razem), galbanum, pistacja, lawenda, liście figowca, drewno drzewa cytrynowego


* Wszystkie ilustracje przedstawiają Ogrody Ninfa.
Pierwsza i trzecia autorstwa Vinicio Tullio.


Komentarze

  1. Zgadzam się, że zapach zaskakuje i opis bardzo trafny. Zwłaszcza te gniecione liście - dla mnie to też zapach gniecionych łodyg świeżo zerwanych i jeszcze mokrych roślin wodnych...
    Jestem dosyć zblazowana po nawąchaniu się wielu perfum i dawno nie zdarzyło mi się, że nowy zapach tak bardzo mi się spodobał jak ten, choć kompletnie się tego po nim nie spodziewałam.

    W ogóle bardzo lubię do Ciebie zaglądać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :)

    Ja chyba zblazowana nie jestem. Tak myślę. Miałam taki etap, że wydawało mi się, że najciekawsze i najbardziej "moje" zapachy już poznałam. A przynajmniej ich większość. Teraz... Teraz myślę, że jednak nie. Na szczęście. :)

    Powiedz, Stylistko, czy na Ninfeo Mio trafiłaś w związku z tropieniem niszowców, czy przypadkiem? Lubisz perfumeryjną niszę, dziwadełka, czy raczej dotychczas skupiałaś się na ofercie bardziej dostępnej?
    Pytam, bo zaintrygowało mnie to Twoja nawąchanie się wielu perfum. Ja póki nie zaczęłam świadomie szukać miałam z tym problem i nieszczególnie byłam nawąchana (to znaczy niewiele znałam).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ninfeo Mio zainteresowałam się po obejrzeniu zdjęć promocyjnych na jakiejś stronie. Miały takie kolory i klimat, że zapamiętałam sobie, że przy najbliższej okazji musze je przetestować. W Quality dostałam pasek, a potem probkę na własną skórę.

    Ze zblazowaniem chyba przesadziłam - ale od dawna nie miałam tak, że wącham jakieś perfumy i czuję się "urzeczona".

    "Z niszami dopiero zaczynam", prawdę mówiąc (od ok. roku). Ale uwielbiam zapachy (nie tylko perfum), ich porównywanie, szukanie wspomnień, śladów innych. Większość zapachów wącham w perfumeriach ("zwykłych" i "mniej zwykłych" gdzie jest więcej tych trudniej dostępnych). Od ok. roku właśnie raczej te niezwykłe.

    Lubię o nich czytać u Ciebie. Piszesz w sposób, ktory przemawia do wyobraźni. Często pod Twoim wpływem pytam o zapachy :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, że ze mną przez długi czas było podobnie. Właśnie za czasów "przedniszowych". Nie, żeby nie podobało mi się nic, ale czułam się taka... No niech będzie, że zblazowana. Wszystko wydawało mi się takie "letnie". Myślę, że rozumiesz, co mam na myśli. :)

    Potem odkryłam niszę i oszalałam. A potem... Nastąpiło chyba zmęczenie materiału (ludzkiego). Myślałam przez czas jakiś, że to, co najciekawsze już znam i obawiałam się, że nie czeka mnie już wiele emocji perfumeryjnych. Na szczęście myliłam się. Nie tylko dlatego, że jest jeszcze fura kadzideł do powąchania, ale też dlatego, że odkrywam inne wonie. Nie tylko drzewne, ale też właśnie takie nadspodziewanie zielone. Albo nadspodziewanie słodkie. Albo nadspodziewanie przestrzenne. Albo w ogóle pozornie nie moje, a jednak zachwycające. ;)

    Stylistko - zerknij na 24 lipca bieżącego roku. jest tam recenzja zapachu, który może Ci się spodobać.

    Bardzo dziękuję za odwiedziny.
    Przy okazji, dodałam Twój blog do obserwowanych. Po urlopie (od jutra wybywam) będę zaglądała systematycznie, albowiem zaprawdę powiadam Ci - troska o formę tekstu pisanego (i mówionego też) jest mi bliska.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba właśnie podobnie było ze mną. Wąchałam sobie perfumy w perfumeriach, ale w którymś momencie zaczęłam tracić zainteresowanie nimi. Nie mogłam znaleźc nic nowego i świeżego. Wydawało mi się, że każdy zapach mozna podciagnąć pod jedną z kilku kategorii, że wszystko pozostaje w obrębie pewnej ograniczonej przestrzeni.

    potem odkrylam Quality i tam na początku doznawałam "objawień", ale potem też zaczęło mi to przechodzić. Pewnego dnia doszłam do wniosku,że jestem kompletnie zblazowana, bo po "wąchnięciu" kilku zapachów uznałam, że właściwie żadnym nie chciałabym pachnieć.

    Ninfeo było pierwszym od dłuższego czasu, które mi się spodobało i to tak, że chcę mieć choć trochę ;P

    I nie wiem, czy też tak masz, że w różnych "fazach życia" podobają Ci się różne "kategorie zapachowe"?

    Co do mojego bloga - to nazwa jest myląca ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja chciałam zapytać o Un Matin d'Orage - zupełnie przypadkiem dostałam próbkę tego zapachu i trochę leżał nietknięty, bo generalnie wolę cięższe zapachy, a od lekkich kwiatowych zawsze trzymałam się z daleka. Aż tu naszedł mnie dziwny humor i postanowiłam, że spróbuje.
    Na początku stwierdziłam, że to nic ciekawego, chociaż troszkę zaskoczyły mnie cytrusy. Potem z przerażeniem stwierdziłam, że pachnę jak mydełko. Ale po jakimś czasie... zauroczyłam się:) Bardzo spodobał mi się zapach jaśminu, jak dla mnie minimalistyczny, chociaż pewnie nie czuję większości nut:)
    I stąd moje pytanie - czy znasz może jeszcze jakieś podobne do Un Matin d'Orage zapachy? Chętnie poeksploruję ten kierunek, ale nie wiem od czego zacząć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sabb, co myslisz o Ninfeo Mio dla faceta na wiosne/lato?
    Zapach wydaje sie fajny..... jakie masz zdanie?
    Andrzej (jak widzisz, nadal sie nie zarejestrowalem - ach, to lenistwo)....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty