Diptyque Tam Dao

Dziś w ramach płodozmianu coś prostego:


Pandao

Oto dowód na to, że zapach wcale nie musi być skomplikowany, by być pięknym.
Tam Dao to zapach miękki, puchaty, kremowy i łagodny. Otulający, wyczuwalny, ale w żaden sposób nie inwazyjny. Taki zapachowy pluszak.

Mnie skojarzył się z pandą. :-)

Nie będę tu tworzyć elaboratu opisującego nuty, nutki i nuteczki, fazy, przemiany, wibracje i efektowne niespodzianki. Nie ma ich. Zapach jest łatwy i leniwy.

Zaczyna się cedrowymi trocinkami. W każdym innym zapachu uznałabym je za drobniutkie i miękkie, ale w tym akurat towarzystwie są one najbardziej szorstkim akcentem. Mamy więc cedrowe wiórki, jasne i giętkie, a jednak o wyczuwalnej fakturze. Cały czas mówimy o fakturze zapachowej, oczywiście.
Potem, na tej podściółce układa się iście majestatyczny palisander. Drzewo różane różane na wskroś.
Jego ciepły aromat jest jednocześnie delikatny i odurzający. Człowiek nieomal słyszy szelest suchych różanych płatków na skórze. Nie jest to jednak prościzna w stylu worka potpouri lecz aromat szlachetnie drzewny, bez natrętnej inwazyjności różanego olejku i nawet dla ludzi niechętnych róży (czyli dla mnie na przykład) akceptowalny.

To wszystko jednak tylko preludium, gra wstępna, bo oto pojawia się główny bohater tej opowieści: leniwy, puszysty, miękki sandałowy pluszak. Uroczy grubasek, który bezceremonialnie rozwala się na cedrowo-palisandrowym legowisku.
Zapach drewna sandałowego w tej kompozycji zapachowej jest tak naturalny, że pachnie prawie tak samo jak czysty ekstrakt. Jest kremowy, gęsty, orzechowy niemal. Po prostu totalny.

Trudno jest mówić o dalszym rozwoju zapachu. Umoszczony na szlachetnej, różanej bazie sandałowiec po prostu trwa, stając się z czasem słodki, słodyczą żywiczną, mleczną, pogłębiając się i spowijając ubraną w ten zapach osobę matowym obłoczkiem miękkim jak królicze futerko.

Jest w tym pozornie nieefektownym drewniaczku coś, co sprawia, że nie można się mu oprzeć. Mimo, że to zapach stricte drzewny znalazł się na liście bestselerów Diptyque (wraz z Philosykos, Do Son i L'Ombre Dans L'Eau) deklasując znacznie bardziej "ludziowe" kompozycje, takie jak Jardin Clos, czy Olene.


Data powstania: 2003
Twórca:
Daniel Moliere

Nuty zapachowe:
drewno sandałowca, drewno różane, cyprys, ambra

Komentarze

  1. Zachwycający opis. Mam wielką ochotę otulić się takim puchatym, pluszowo-mchowo-cedrowym szalem :) Już wiem, co koniecznie chcę powąchać. Ten zapach należy do czołówki :)
    Na podstawie Twoich opisów zrobiłam listę perfum, które chciałabym powąchać. I właśnie jako pierwsze komentuję te opisy, które podziałały na moją wyobraźnię lub pomyślałam, że mogłyby mi się spodobać.
    Ale zdaję sobie sprawę, jak bardzo indywidualna jest to sprawa i być może należałoby nie kierować się opisem, bo można się rozczarować. Lecz z drugiej strony, jak znaleźć drogę w tym labiryncie? Potrzebna jest choćby nić Ariadny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Left Side of the Moon, jeśli jesteś z Warszawy, wąchanie masz w zasięgu ręki. Wystarczy odwiedzić Galilu, Quolity i parę innych miejsc.
    Jeśli nie jesteś ze stolicy, a masz ochotę poznać Tam Dao - skontaktuj się ze mną via e-mail. Zrobię dla Ciebie próbki w szklanych fiolkach i wyślę Ci kilka zapachów, które Cię zaintrygowały. Sprawi mi wielką radość, jeśli będę mogła pokazać Ci choć wycinek tego świata, o którym tu opowiadam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, nie jestem z Warszawy :( W moim niewielkim mieście mogę powąchać tylko drogeryjną klasykę, ale zawsze mogło być gorzej ;) Przynajmniej wiem, co zupełnie do mnie nie trafia, a co nawet owszem, ewentualnie ;).

    Ależ sprawiłaś mi niesamowitą radość możliwością napisania maila do Ciebie i propozycją próbek. Poczekaj jeszcze troszkę, postaram się starannie wybrać, co chciałabym powąchać, bo na razie wrażenia literackie mieszają mi się z wyobrażeniami, jak "to" pachnie, a do tego dochodzi próba uświadomienia sobie nut, które lubię. A maila napiszę! :D Z prawdziwą radością! ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wszystkim dysponuję, niestety. Mój zasób flakonów jest spory, ale nie obejmuje tych setek zapachów, o których pisałam na blogu. Nie mówiąc już o tym, że nie mam ostatnio czasu na uzupełnianie i wreszcie mi ubywa. ;)
    Ale jestem pewna, że wyślę Ci Avignon na przykład.
    Nie spiesz się, moja propozycja nie ma terminu przydatności to... Zużycia. Tyle tylko, że okresowo miewam bardzo mało czasu. Ale to też mija przecież.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem wdzięczna za każdą możliwość, którą przede mną otwierasz :) Spokojnie wszystko w swoim czasie :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle świetna recenzja. Wpadłam sobie z przyjemnością poczytać i pomarzyć bo właśnie kończę odlewkę i poszukuje własnego flakonika :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O ile wcześniej podchodziłam do Tam Dao z niejaką rezerwą, to po dzisiejszych testach w Galilu zaczęłam się zadurzać... i stąd mój wpis tutaj :)
    Sabbath - czy mogłabyś jakoś zestawić Tam Dao i Cadjmere? Mają podobne nuty, podobną miękkość w sobie... Kłopot w tym, że Cadjmere już mam i może nie ma sensu kupować czegoś, co jest w sumie bardzo podobne, choć tak urokliwe?...

    OdpowiedzUsuń
  8. Aragonte, dla mojego nosa one zupełnie nie są podobne. Cadjmere od perfumy, na mnie nieco przyciężkie. Tam dao też ma ciężar, ale taki naturalny, puchaty, "niewymyślny". To po prostu drewienko...

    OdpowiedzUsuń
  9. ...aż zachciało mi się go powąchać:))) tego "miśka pandę" :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie opisałaś, bardzo plastycznie. Znam ten zapach i trafiłaś w sedno albo w serce ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty